Gwiazda Południa, etap II: Zwycięski Rafał Nogowczyk
Rafał Nogowczyk wygrał 2. etap wyścigu Gwiazda Południa. W piątek (1 lipca br.) startujący w Stryszawie mieli do pokonania dystans 52 km (przewyższenia do 2000 metrów), a kolarz Kreidler Fan-Sport MTB Racing Team zwyciężył w sposób spektakularny, notując przeszło 5 minut przewagi nad kolejnymi zawodnikami.
„Przed drugim etapem nastawiałem się na walkę, chociaż przez dogrywkę i karne nie bardzo się wyspałem… To był najdłuższy etap, do przejechania co prawda tylko 52 km, ale około 2000 metrów w pionie. Na starcie kilku młodych poszło dość ostro, ale na płaskim i tak wszyscy się utrzymali. Selekcja rozpoczęła się na pierwszym podjeździe – na pierwszej górce zostało trzech kolarzy. Od pierwszego dłuższego zjazdu rozpocząłem już samotną jazdę do mety. Na podjazdach dokręcałem, zjazdy starałem się jechać dość szybko. Jechało mi się bardzo dobrze, bez żadnych przygód aż do 43 kilometra, w którym zaczęły się problemy z żołądkiem. Całe szczęście obyło się bez przymusowej wizyty w krzakach. Na metę wjechałem z dość dużą przewagą i przed jutrzejszym etapem mam ponad 5 minut przewagi nad drugim zawodnikiem. Sama trasa drugiego etapu była rewelacyjna. Były i techniczne podjazdy i zjazdy, single, łąki, kamienie – wszystko, co powinno być w prawdziwym MTB. Trasa w niczym nie ustępowała MTB Trophy” – mówi Rafał Nogowczyk.
W Stryszawie startował też Marcin Paprocki (Fan-Sport Trek Bielsko-Biała), który w tym wyścigu tworzy z Rafałem Nogowczykiem zespołową parę.
„Dla mnie etap ten był swoistym egzaminem dla organizatora – nie sztuką jest zrobić imprezę MTB, w której będzie się jeździć asfaltem w górę i szutrówką w dół, sztuką jest wykorzystać potencjał terenu. Jak na debiut w górach, Cezary Zamana spisał się na solidną piątkę w szkolnej skali. Były podjazdy, które trzeba było robić spacerkiem, i zjazdy po szybkich, krętych (a co za tym idzie – niebezpiecznych) asfaltach, ale czy beskidzka konkurencja takich nie ma? Poza tym z czasem można to poprawić i zrobić etap na szóstkę. Jeśli chodzi o przebieg zawodów, to już pierwszy podjazd pokazał wszystkim, o co chodzi w górach. Sztajfa jaką zafundował organizator pięknie zweryfikowała zapędy sprinterów. Ja z doświadczenia (trzykrotnie brałem udział w MTB Trophy) wiedziałem, że nie ma co się szarpać – włączyłem tempomat i jechałem swoje. Szło mi całkiem nieźle. Zarówno na podjazdach, jak i zjazdach – na których zdecydowanie odrabiałem straty z początkowych podjazdów… kiedy po ok. 2:30 h mnie odcięło. A w zasadzie – praktycznie wyłączyło mi prąd. Niestety, właśnie na wyścigi do 2:30 h czuję się fizycznie przygotowany. Ostatecznie nie straciłem wiele i zakończyłem rywalizację na piątym miejscu OPEN i czwartym w kategorii MM2” – relacjonuje Marcin Paprocki.